Przyuczony programista

Rzuciłem szkołę, gdy miałem 16 lat. To po prostu nie było dla mnie. Komputery są tym, co mnie pociąga. Może się myliłem, ale wydawało mi się, że w szkole tylko marnuję czas, a moja prawdziwa edukacja zaczyna się dopiero po powrocie do domu. Przestałem szanować tę placówkę edukacyjną i oczywiście całkowicie przestałem się uczyć. Cóż, postawili mi kilka diagnoz typu „nieuczony” i zaczęli mnie leczyć. Pozostało tylko czekać, aż to wszystko szybko się skończy.

W końcu stwierdziłem, że najlepiej rzucić szkołę i pójść na studia jako informatyk - programista. Może dla tych, którzy mieszkają w USA i Kanadzie, brzmi to głupio. W końcu, aby uzyskać tam dyplom z informatyki, trzeba ukończyć college lub uniwersytet, ale w Niemczech kończenie szkoły w celu zostania studentem jest rzeczą powszechną. Nazywamy to „podwójnym systemem średniego szkolnictwa zawodowego”. Być może ten system jest jednym z głównych powodów sukcesu Niemiec.

Praktyka zawodowa jest ściśle związana z historią całego kraju. Od wieków, jeśli nie tysiącleci, cieśle i inne rzemiosła, które odgrywają ważną rolę w regionie, wykorzystywały system szkolenia zawodowego do przekazywania swoich doświadczeń. U podstaw tego systemu leży idea, że ​​dla niektórych zawodów doświadczenie jest ważniejsze niż wiedza teoretyczna i że dużo bardziej przydatne jest spędzanie czasu na pracy dla siebie, słuchaniu, obserwowaniu i uczeniu się od mistrza.

W Niemczech wiele firm przyjmuje praktykantów, podobnie jak firmy w Ameryce Północnej przyjmują stażystów i praktykantów w miejscu pracy. Jeśli firma zdecyduje się zatrudnić Cię jako praktykanta, Twoja praca jest gwarantowana przez rząd. W przypadku bankructwa firmy następnego dnia zostaniesz przeniesiony do innej firmy. Istnieje cała sieć firm zapewniających wzajemne gwarancje miejsc pracy w kraju.

Jednak w przeciwieństwie do stażystów w firmach w USA i Kanadzie, studenci w Niemczech traktowani są jak zwykli młodsi pracownicy, którzy są po prostu tańsi (kiedy zaczynałem studia pensja wynosiła 700 marek, czyli 400 dolarów miesięcznie), często młodsi od wszystkich innych oraz Około 60 dni roboczych w roku jest nieobecnych na zajęciach w placówce oświatowej. Uczą teorii w każdym wybranym zawodzie, a po zdaniu egzaminu kończącego trzyletnie kształcenie, studenci otrzymują dyplomy. Studenci-praktykanci (zwani „szpilką” - „ołówkami”), którzy pomyślnie ukończyli studia i zdali egzamin, otrzymują specjalizację roboczą.

Zostałem praktykantem w jednej z firm w moim rodzinnym mieście - BOG Koblenz. Była to filia Siemensa, firmy znanej z ciągłego zatrudniania praktykantów. Z jakiegoś powodu bardzo dobrze pamiętam jedno pytanie, które zadano mi podczas wywiadu.

„Liczba lilii w stawie podwaja się każdego dnia. Pierwszego dnia miesiąca w stawie jest tylko jedna lilia. Drugiego dnia - dwie lilie, następnego dnia - cztery, potem osiem, szesnaście, trzydzieści dwa i tak dalej. Jeśli staw zapełni się trzydziestego dnia miesiąca, którego dnia miesiąca będzie on napełniony do połowy?”

Nie mogę powiedzieć, że było to dla mnie bardzo trudne.

Wraz ze mną przyszło do pracy w firmie jeszcze trzech takich studentów. Pierwszego dnia oprowadzono nas po firmie, która zatrudniała 150 osób – wtedy wydawało mi się, że to dużo. Przez pierwszy rok wykonywaliśmy różne zadania: 3 miesiące pracowałyśmy w stołówce, 3 miesiące pomagałyśmy w księgowości, kolejne 3 miesiące zajmowałyśmy się księgowością i inwentaryzacją, a 3 miesiące pracowałyśmy na recepcji. Powiedziano nam, że to rodzaj rytuału przejścia.

W ciągu pierwszych trzech miesięcy w stołówce szybko poznałem wszystkich w firmie, dowiedziałem się, jaką kawę lub herbatę lubią i upewniłem się, że ich kawa jest z kofeiną. Najbardziej interesowały mnie prace w małym pokoju w piwnicy nieatrakcyjnego budynku. Nie pamiętam, jak oficjalnie nazywały się ich stanowiska, ale w rzeczywistości pracowali niezależnie, bez żadnej kontroli z zewnątrz.

Ich praca różniła się od tego, co robili wszyscy inni. Większość pracowników firmy pracowała w mało rozpowszechnionym środowisku programistycznym o nazwie Rosie SQL, które dla mojej percepcji wyostrzone przez Demo Szene było zabójcze (albo Assembler i Pascal, albo nic!) A ci goście mieli Delphi. Po prostu się w nim zakochałam! Wreszcie w języku programowania na pierwszym planie nie były maszyny, ale ludzie. Został stworzony z myślą o natychmiastowych wynikach, eksperymentach i szybkim prototypowaniu. Jego biblioteka sterowania oknami o nazwie VCL była znacznie fajniejsza niż wszystko, co widziałem wcześniej. Ale co najważniejsze, Jurgen prowadził to wszystko.

Jurgen to imię długowłosego, siwowłosego rockmana po pięćdziesiątce, który świetnie wyglądałby w zespole takim jak Hells Angels. Jürgen był buntownikiem. Odmówił przestrzegania firmowego dress code'u i nie wstydził się kłócić z ludźmi, gdy nie mieli racji. I mimo wszystko Jurgen cieszył się powszechnym szacunkiem. Robiłem co w mojej mocy, aby zwrócić na siebie jego uwagę, pożyczając nawet podręcznik Delphi i zapamiętując go między dostawami kawy.

Jednocześnie nadal chodziłem do szkoły w piątki, wziąłem dwa dwutygodniowe wakacje i zdawałem egzaminy. O wiele bardziej podobało mi się uczenie. Czułem się, jakbym należał. Dzięki temu, że ciągle kręciłem się wokół Jürgena i jego chłopaków, poznałem podstawy zawodu. Uczyliśmy też algorytmów, dużego „O” i tak dalej, nawet podstaw lutowania i prac elektrycznych.

Okazało się, że moje problemy z nauką wcale nie są problemami - jestem tylko praktykiem. Nie mogłem zrozumieć ani znaleźć rozwiązania tych problemów, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkałem. W szkole wszystko wyglądało inaczej. Wiedziałem, o czym rozmawiamy, rozumiałem problemy, które rozwiązujemy. Byłem już w takich sytuacjach. To było świetne! Moja samoocena i pewność siebie rosła z każdym dniem.

Mój plan zadziałał.

Po pierwszym roku Jurgen przyjął mnie do swojego małego zespołu mieszkającego w piwnicy. To było chyba najważniejsze wydarzenie w mojej karierze zawodowej. Jurgen był nauczycielem pierwszej klasy. Stworzył takie warunki, w których spokojnie i swobodnie pracowało się przez całe 10 lat. To właśnie tę metodę i te same warunki staram się odtworzyć w Shopify.

Niemal codziennie, gdy przychodziłem do pracy, znajdowałem wydruk kodu, który napisałem dzień wcześniej, z adnotacjami czerwonym flamastrem: albo moje idiomy nie były zbyt dobre, albo mogłem wybrać lepsze abstrakcje, albo aluzje do architekturę systemu jako całość jakoś ostrożniej. Nauczyło mnie to nie pokazywać ego w moich kodach. Zawsze jest coś, co można poprawić i ulepszyć, więc ta opinia była dla mnie prezentem.

Pamiętam, jak tworzyliśmy oprogramowanie dla GM. Pewien dealer potrzebował szybszego systemu do szacowania kosztów przychodzących używanych samochodów — znaczącej przewagi konkurencyjnej. Jurgen dał mi ten projekt. Aby dostarczyć projekt, Jürgen i ja musieliśmy udać się do tego dealera, a podróż zajęłaby cały dzień. Kiedy projekt był jeszcze w przygotowaniu, firma dała mi pieniądze na zakup garnituru. W końcu pracowaliśmy dla Siemensa i musieliśmy dobrze wyglądać.

Dzień przed instalacją Jurgen od niechcenia mówi mi, że musi wyjechać gdzieś w interesach, a ja pójdę do dealera sam. Strasznie się zdenerwowałam, ale jakoś udało mi się zrobić dobre wrażenie i wszystko działało jak należy.

Ta sytuacja powtarzała się nieustannie. Jurgen znał moją „strefę komfortu” i stwarzał sytuacje, w których musiałem ją trochę przekroczyć. Pokonałem te trudności metodą prób i błędów, wykonując swoją pracę i bezpośrednio wdrażając teorię nauczaną w szkole, i odniosłem sukces.

Mój dyplom nie jest uznawany w Ameryce Północnej, więc formalnie uważa się, że właśnie rzuciłem szkołę. Mój współzałożyciel Shopify ma doktorat i lubimy żartować, że średnia z nas dwojga ma tytuł licencjata.

Stopnie nie są teraz ważne, liczy się doświadczenie. Tego nauczył mnie staż i dualny system szkolnictwa średniego zawodowego: w życiu najważniejsze jest zdobywanie doświadczenia i szybkie zdobywanie wiedzy. Jeśli opanujesz te umiejętności, możesz tworzyć dla siebie niesamowite sytuacje i wychodzić z nich zwycięsko.

Być może najważniejszą rzeczą, jaką dał mi mój program treningowy, jest dobra przewaga na starcie. Gdybym poszedł na studia doktoranckie, tak jak mój współzałożyciel, PRAWDOPODOBNIE nadal bym go ukończył. Zamiast tego w wieku 32 lat płacono mi za tworzenie złożonego oprogramowania przez prawie połowę mojego życia.

To bardzo poważny atut, a dzięki dualnemu systemowi średniego szkolnictwa zawodowego może go otrzymać prawie każdy uczeń w Niemczech. Według najnowszych danych system praktyk jest oferowany dla 356 różnych zawodów i dziedzin aktywności zawodowej, od fryzjerów i konstruktorów pieców po różnych programistów komputerowych. Dla praktyków czy kinestetyków, takich jak ja, program praktyk to realna szansa na sukces.

Dla mnie to były idealne warunki. Wiele się nauczyłam i jestem nieskończenie wdzięczna losowi za wybranie tej drogi. Szkoda, że ​​uczniowie w krajach, które starają się ograniczać liczbę młodych ludzi przerywających naukę i tworzyć dla nich miejsca pracy, takiego wyboru nie mają.

Autor: Toby Lutke , współzałożyciel Shopify

Źródło: habrahabr.ru